Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/27

Ta strona została skorygowana.
21
AKT DRUGI. SCENA DRUGA.

stępować domach, to nie ma prawa na świecie; odstawcie ich tutaj.
Angelo. Cóż to, mości panie! Jak się nazywacie? W jakiej przychodzicie sprawie?
Łokieć. Jeżeli łaska waszej dostojności, to jestem biednego księcia konetablem, a nazywam się Łokieć; opieram się na sprawiedliwości, miłościwy panie, i prowadzę przed waszą łaskawą dostojność dwóch notorycznych dobrodziejów.
Angelo. Dobrodziejów? I owszem, cóż to za dobrodzieje? Czy to czasem nie złodzieje?
Łokieć. Za pozwoleniem waszej dostojności, jużcić nie wiem dokładnie, czem oni być mogą ale że to wierutne łotry, tego jestem pewny, i że nie ma w nich ani krzty bezbożności, którą każdy dobry chrześcijanin mieć powinien.
Eskalus. Znakomicie rzecz swą wyłożył; to dopiero mądry policyant.
Angelo. Do rzeczy. Cóż to za ludzie? A więc nazywacie się Łokieć; czemu nie gadasz, mój Łokciu?
Błazen. Nie może, miłościwy panie, świeci łokciami.
Angelo. A wy co za jeden, mopanku?
Łokieć. On, miłościwy panie? To czopowy, miłościwy panie; to kawał rajfura; parobas niepoczciwej baby, której dom, miłościwy panie, został, jak powiadają, zawalony na przedmieściu, a która teraz ciągnie profity z łazienek; a i to jest dom, jak sądzę, bardzo paskudny.
Angelo. A skądże to wiecie, mopanku?
Łokieć. Moja żona, miłościwy panie, którą detestuję wobec nieba i waszej dostojności.
Eskalus. Co? twoja żona?
Łokieć. Tak jest, miłościwy panie — a jest to, dzięki niebu, niewiasta uczciwa.
Eskalus. I dla tego ją detestujesz?
Łokieć. Powiadam, miłościwy panie, że i siebie samego tak dobrze detestuję, jak i ją, że jeżeli to nie jest dom rajfurki, to byłoby go szkoda, bo to nicpotem domisko.