Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/286

Ta strona została przepisana.
280
CYMBELIN.

Wolałbym z lat szesnastu w sześćdziesiątkę
Przeskoczyć nagle, raźny krok młodości
Zmienić na znojny pochód z kul pomocą,
Niż to obaczyć.
Gwideryusz. O, ty słodka lilio.
Ani w połowie nie jesteś tak piękną
Na brata mego ramionach, jak byłaś,
Dopóki żywa rosłaś.
Belaryusz. Melancholio!
Kto zbadał twoje głębie, dno wymierzył,
By miejsce wskazać, gdzie twa łódź leniwa
Najłatwiej spuścić mogłaby kotwicę?
Błogosławione dziecię, wiedzą bogi
Na jak zacnego urosłabyś męża,
Gdybyś był nie padł pastwą melancholii.
Jak go znalazłeś?
Arwiragus. Już zesztywniałego;
Ale z uśmiechem na ustach, jakgdyby
Nie strzała śmierci zmiotła go — on drwił z niej,
A chyba muszka na śmierć załechtała.
Prawy policzek przytknął do poduszki...
Gwideryusz. Gdzie?
Arwiragus. Na podłodze; skrzyżował ramiona;
Że spi, sądziłem; podkute obuwie
Z nóg zdjąłem, aby nie czynić stukotu.
Gwideryusz. On też spi; jeśli zaś umarł, mogiłę
W łoże przemieni, przy którem rusałki
Pląsy wieść będą. Czerw się tam nie zbliży.
Arwiragus. Przez całe lata, jeśli żyć tu będę,
Ślubuję sypać najpiękniejsze kwiaty
Na twą mogiłę; nie zabraknie tobie
Pierwiosnków bladych, jak bladem twe liczko,
Hiacyntów sinych, jak twe żyłki sine,
Ani róż, które chlubić się powinne,
Iż woń ich słodką, by twój oddech... Ptaszki
Dziobkami znosić ci będą to wszystko,
Ku zawstydzeniu onych spadkobierców,
Którzy nie pomną o grobie ojcowskim.
Gdy zaś niestanie już kwiatów, niech mirta
Grób twój ustroi na zimę.