Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/289

Ta strona została przepisana.
283
AKT CZWARTY. SCENA DRUGA.

Tak... Ciągle jeszcze śni mi się zapewne...
Bo śniło mi się, żem strażnikiem groty
I zacnych ludzi kucharzem; niedorzeczność,
Filar, z niczego na nic przeniesiony,
A zbudowany z mgły, przez wyobraźnię;
Wzrok nawet może stać się, jak myśl, ślepym.
Drżę, taki lęk mnie zbiera. Ależ w niebie
Została przecie kropelka litości!
Drobna, jak ziarno maku; z niej, bogowie,
Dajcie mi cząstkę... Ja śnię jeszcze ciągle...
Nawet na jawie sen przy mnie i we mnie,
Nie urojony, bo czuję go. Bogi!
Ten trup bez głowy — w szatach Postumusa!
Jego kształt nogi, a to jego ręka;
Stopa Merkura, uda godne Marsa,
Herkulesowe ramię — lecz gdzie głowa?
Mord nawet w niebie? — Co? — Brak jej. — Pisanio!
Wszystkie przekleństwa szalonej Hekuby
Rzucone Grekom, rzucam, by cię zmiażdżyć.
W spółce z Klotenem, tym dzikim szatanem,
Zgładziłeś mego męża tu! Czytanie,
Pismo niech zwie się odtąd nieinaczej,
Jak zdradą stanu. — Przeklęty Pisanio!
Fałszywem pismem — przeklęty Pisanio,
Zwaliłeś główny maszt najwspanialszego
Okrętu. — Biada mi, o, Postumusie,
Gdzie twoja głowa? Gdzie ona? Gdzie ona?
Niechby Pisanio przeszył ci był serce,
Byle zostawił głowę... Czy-ż możebne?
On wraz z Klotenem, złość w spółce z chciwością
Sprawili to nieszczęście. Tak, to jasne, jasne!
Ten trunek, co go dał mi, nakazując,
Jako dla ukojenia serca świetny,
Czyż nie odurzył mnie, nie zabił prawie!
Zgadza się jedno z drugiem. Oto dzieło
Pisania i Klotena, obu. — Ach!
Twa krew niech różem będzie dla lic moich,
Byśmy tem straszniejszymi się wydali,
Gdy kto nas znajdzie. — O, mężu, mój mężu!