Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/316

Ta strona została przepisana.
310
CYMBELIN.

Gwideryusz. Tak! To jest Fidelio.
Imogena. Czemu-ś odepchnął prawowitą żonę?
Wyobraź sobie, że stoisz na skale
I pchnij mnie znowu.

(Rzuca się Postumusowi na szyję).

Postumus. Owocem zawiśnij
Życie me tutaj, aż drzewo — zmarnieje.
Cymbelin. Jakto, me ciało, moje własne dziecię,
Każe mi gapić się na widowisko?
Mnie nic rzec nie masz?
Imogena (klękając). Pobłogosław, panie!
Belaryusz. Nie ganię waszej miłości dla niego;
Przyczynę mieliście.
Cymbelin. Niech te łzy moje
Zmienią się w wodę święconą. Imogeno!
Matka nie żyje.
Imogena. Ubolewam, ojcze!
Cymbelin. Zła była ona, jej jedynie winą,
Że tak się spotykamy dziś. Jej synal,
Poszedł i przepadł bez śladu.
Pisanio. O, władzco!
Wolny od obaw, nic już nie zataję.
Gdy księżna znikła, książę Kloten wówczas
Z nagim wpadł mieczem do mnie i spieniony
Od złości, przysiągł, że jeśli mu zaraz
Nie wskażę, gdzie Imogena, on w tej chwili
Życie mi weźmie. Ja miałem przypadkiem
W kieszeni list fałszywy mego pana.
Stamtąd dowiedział się, że Imogenę
Szukać ma w górach, opodal Milfordu,
Tam też, wściekłością zionąc, strój włożywszy
Mojego pana, udał się niezwłocznie
W tym niecnym celu, aby moją panię
Zhańbić, Co jednak dalej z nim się stało,
Nie wiem.
Gwideryusz. Ja tedy zakończę opowieść:
Jam go tam zabił.
Cymbelin. Niechaj Bóg zachowa,
Bym w zamian za twe dzielne czyny, musiał
Wydać surowy wyrok. Chciej zaprzeczyć
Młodzieńcze słowom twym.