Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/318

Ta strona została przepisana.
312
CYMBELIN.

Belaryusz. Dożył jednakowoż
Mojego wieku... Wygnano go, prawda,
W czem jednak zdrajcą był, nie wiem.
Cymbelin. Milcz o nim.
Cały go świat nie zbawi.
Belaryusz. Bez uniesień!
Wprzód mi wyrównaj rachunek za synów,
A gdy zapłacisz, możesz zaraz wszystko
Napowrót zabrać.
Cymbelin. Rachunek za synów?
Belaryusz. Zbyt natarczywy jestem, nazbyt śmiały!
Lecz oto klękam i póty nie wstanę,
Aż ujrzę synów moich podniesionych.
Wtedy zrób z starcem, co zechcesz. O, panie,
Ci dwaj szlachetni młodzieńcy, co ojcem
Zwą mnie, a siebie synami, nie moi!
To z twego pnia gałązki, wielki władzco;
To krew z krwi twojej.
Cymbelin. Z krwi mojej, powiadasz?
Belaryusz. Jak ty z krwi twego ojca. Stary Morgan,
To ów Belaryusz, którego wygnałeś.
Twa wola była grzechem mym i karą;
W tem cała zdrada. Ze tyle cierpiałem,
To moja zbrodnia. Tych dwóch zacnych książąt,
(Bo książętami są), wychowywałem
Od lat dwudziestu; wpoiłem im wiedzę,
Na jaką stać mnie; moje wykształcenie,
Znasz, królu. Euryfila, dozorczyni,
Którą pojąłem w tym celu za żonę,
Wykradła dzieci po mojem wygnaniu,
Tem nakłoniona, iż karę odniosłem,
Zanim spełniłem winę. Za mą wierność
Obity, zdrajcą stałem się. Im więcej
Odczułeś stratę bolesną, tem lepiej
Cel osiągnąłem. Miłościwy panie,
Weź teraz sobie synów, chociaż przez to
Najmilszych tracę towarzyszy w świecie;
Błogosławieństwo niebios w pełnej mierze
Niech spłynie na nich! Godni są, by błyszczeć
Na niebie jako gwiazdy...