Eskalus. Słuchaj waści, przynieś mi nazwiska jakich sześciu lub siedmiu najzdolniejszych w twojej parafii.
Łokieć. Do domu waszej łaskawości?
Eskalus. Do mego domu; bądź mi zdrów.
Która może być godzina?
Sędzia. Jedenasta, panie.
Eskalus. Zapraszam was do siebie na obiad.
Sędzia. Dziękuję uniżenie.
Eskalus. Śmierć Klaudyusza napełnia mnie smutkiem,
Lecz na to nie ma lekarstwa.
Sędzia. Angelo
Wielce surowy.
Eskalus. Surowość potrzebna;
Nie zawsze łaską co się łaską zdaje,
A przebaczenie matką nowych grzechów,
A jednak — biedny Klaudyo! — Nie ma środka!
Idźmy.
Sługa. Jeszcze na sądach; powróci niebawem,
Powiem mu o was.
Profos. Tak, proszę.
Raz jeszcze
O jego wolę się spytam; być może,
Zmięknie! Toć grzech swój spełnił on, jak we śnie!
W takim występku każdy wiek smakuje
I każda sekta... On ma umrzeć za to!
Angelo. I cóż tam słychać, profosie?