si tak rzewnie płakali, nie może być od nas sądzoną podług prawideł ścisłości“ — czytamy w ocenie jakiegoś dramatu.[1] Gdzie indziej znajdujemy zdanie, które dostatecznie stwierdza, w jakim stopniu zmieniły się wyobrażenia. „Nie zapominajmy, powiada recenzent „Uczciwego winowajcy“, że teatr żyje tylko namiętnościami ludzkiemi“.
Klasycyzm uznawał wyłącznie dwa rodzaje utworów scenicznych, tragedyę i komedyę. Teraz poczyna wkraczać i dramat.
„Bezzasadną jest obawa, pisze niejaki W. C., że ten rodzaj szlachetnej komedyi znosi wszelkie granice między tragicznością i komicznością, i że tym sposobem powstają wątpliwe środkowe rodzaje, które ani do tragedyi ani do komedyi policzyć nie można. Albowiem... natura nie zna takowych granic, i na cały obwód pytam się tych prawidłujących krytyków, gdzie jest ów punkt, dzielący wyniosłe i poziome, wielkie i małe przedmioty... Również i w dramatycznym zawodzie nie ma krytyka prawa ani zdoła odznaczyć granic między tragedyą a komedyą“.[2]
W Bibliotece Polskiej z r. 1826 czytamy: „Gdy poeta grecki, zamknięty w ścisłym obrębie podań narodowych o swoim Olimpie, łatwo wydał myśli swoje w formie czyste] i prostej, poeta romantyczny świat cały w swoich głębokich pomysłach obejmując, musiał użyć wszelkich środków formy, żeby znaleść wyrażenie swoich szczytnych pomysłów. Stąd owa nieodbita potrzeba sprzeczności, mnogość, a nawet i obfitość rozmaitych form, stąd pomięszanie tragiczności z komicznością, prozy z wierszem, stąd jeszcze potrzeba rozleglejszego pola tak w miejscu, jak i w czasie. Wszystkie te przymioty, od niektórych