tyrania, do tego stopnia posunięta, długo trwać nie może, a wtedy „biada mężowi, który w żonie człowieczeństwa nawet szanować nie umiał, stawiając ją na równi z bydlęciem“.[1]
„Król Lir“, mniej od innych dramatów nastręcza pola do głębszych estetycznych studyów, lubo akcya rozwija się, na gruncie arcyrealistycznym — są słowa autora.
Za główną zaletę tej tragedyi uważa Stadnicki jednolitość, która bije ze wszystkich postaci: są one najzupełniej przystosowane do otoczenia, które je wydało.
Główna zaś jej wada tkwi w niezdolności obudzenia najmniejszego współczucia, ni dramatycznego, ni takiego, które wzbudza ciężka niedola, lub odznaczająca się czemkolwiek osobistość.
Książę Albanii, natura bierna, najzupełniej ulega swej małżonce.
Trefniś królewski sprawia na autorze smutne, prawie odpychające wrażenie. Sądzi on, że dotkliwe sarkazmy, którymi raczy swego pana, nie wychodziłyby z ust błazna, gdyby błąkający się król posiadał był jeszcze władzę.
Hrabia Kent zyskuje sympatyę głównie przez niezachwianą wierność dla króla, ale znowu ściąga naganę, gdy traci umiarkowanie w czasie poselstwa do Regany.
W Kordelii chwali autor dobroć, przywiązanie do ojca i łagodne usposobienie, nie może jej jednak wybaczyć oporu, który przebija się w scenie rozdziału państwa. Powiada, że nie byłoby nic złego, gdyby rozradowała ojca pięknym frazesem, którego ten wymagał, ile że, jako niezamężna, nie popadłaby w przesadę, którą sama ga-
- ↑ Kazimierz Stadnicki. „Recepta na złośnicę“. Studyum o Szekspirze. — Tydzień, 1880, t. XI. str. 615.