abyście w jego przytomności odpowiedzieli za wasze słowa; jeśli mówiliście uczciwie, będziecie zapewne mieli odwagę powtórzyć mu to w oczy; moim będzie obowiązkiem zawezwać was do tego; proszę więc, powiedźcie mi swoje nazwisko.
Lucyo. Panie, nazywam się Lucyo; a księciu dobrze jestem znany.
Książę. Pozna on was lepiej, mój panie, bylem tylko dożył tego, aby mu powtórzyć naszą rozmowę.
Lucyo. Ja-ć się was nie boję.
Książę. O, spodziewacie się, że książę nie wróci już więcej, albo też wyobrażacie sobie, że jestem zbyt słabym przeciwnikiem; ale wierzajcie, mogę wam trochę dopiec i wiem, że się wszystkiego wyprzecie.
Lucyo. Dam się wprzód powiesić; oszukałeś się co do mnie, mój książę. Lecz dajmy już temu spokój. Możeszli mi powiedzieć, czy Klaudyo umrze jutro, czy nie?
Książę. Dlaczego miałby umrzeć, mój panie?
Lucyo. Dlaczego? Dlatego, że napełnił butelkę za pomocą lejka. Chciałbym, żeby książę, o którym mówiliśmy, powrócił, bo inaczej to ten wywałaszony jego namiestnik wstrzemięźliwością wyludni prowincyę. Nawet wróblom nie wolno gnieździć się pod jego dachem, ponieważ za bardzo są jurne. Sam książę pozostawiłby w ciemności czyny spełnione w ciemności, a nie wyprowadzał ich na światło dzienne. Jak jabym chciał, aby wrócił! Na prawdę, ten Klaudyo skazany na śmierć za podgięcie fartuszka! Bądź zdrów, dobry ojcze, a proszę cię, módl się za mną. Książę, raz ci to jeszcze powtarzam, jadłby w piątek baraninę. Wyszedł on już z tych lat, a jednak, powiadam ci, gotów się cmokać z żebraczką, którą czuć razowym chlebem i czosnkiem; oświadcz, że ja ci to powiedziałem. Bądź zdrów!
Książę. Obelg nie ujdzie wielkość ni potęga,
A potwarz, z tyłu raniąca, dosięga
Najbielszej cnoty. Gdzież ten król się zdarzy,