Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/71

Ta strona została skorygowana.
65
AKT CZWARTY. SCENA DRUGA.

każdego uczciwego człowieka suknia przystaje złodziejowi.

(Wraca profos).

Profos. Zgodziliście się?
Błazen. Chcę mu służyć, panie, bo widzę, że taki oprawca, to ma daleko pokorniejsze rzemiosło, aniżeli taki rajfur; błaga on daleko częściej o przebaczenie.
Profos. A miejcie tam, jegomość, pieniek i topór w pogotowiu na jutro rano na czwartą.
Kat. Chodź, rajfurze; poduczę cię swego rzemiosła; dalej!
Błazen. Bardzo jestem żądny nauki, panie, a spodziewam się, że gdy będziecie mieli sposobność użyć mnie dla samego siebie, to zobaczycie, że się dobrze sprawię; bo doprawdy, panie, za waszą dobroć zasłużyliście sobie na wzajemność.

Profos. Niech tutaj przyjdzie Bernardyn i Klaudyo.

(Wychodzą Błazen i kat Abhorson).

Żal mi jednego; lecz tamten morderca,
Choćby był bratem, nie znajdzie tu serca.

(Wchodzi Klaudyo).

Patrzaj, Klaudyuszu, to twój wyrok śmierci;
Teraz jest północ, a o ósmej rano
Już nieśmiertelny-ś. A gdzie jest Bernardyn?
Klaudyo. Tak twardo zasnął, jak bezgrzeszny mozół,
Kiedy zacięży na kościach wędrowca;
Ani go zbudzić.
Profos. I jemu nikt w świecie
Już nie pomoże. Idź się przygotować.
Lecz cyt! ten hałas!

(Słychać pukanie).

Niechże twojej duszy
Pociechę zeszlą niebiosa.

(Klaudyo wychodzi).

Już idą!
Z ułaskawieniem pewnie lub z odwłoką
Dla szlachetnego Klaudya. — Witam, ojcze.