Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu/17

Ta strona została przepisana.
9
AKT PIERWSZY. SCENA PIERWSZA.

Antonio. Czy był w tem jaki sens? powiedz.
Bassanio. Gracyano
Ma nieskończony zapas czczych wyrazów,
Więcej niżeli ktokolwiek w Wenecyi.
Rozsądne jego zdania w masie bredni
Są jak dwa ziarna pszeniczne, w dwóch korcach
Plew utajone: szukasz ich dzień cały,
Zanim je znajdziesz, a gdy znajdziesz, korzyść
Nie wynagradza trudu.
Antonio. Dobrze mówisz.
A teraz, powiedz mi, co to za dama,
Do której odbyć pielgrzymkę zamierzasz?
Miałeś dziś ze mną mówić w tym przedmiocie.
Bassanio. Nie jest ci obcem, Antonio, jak bardzo
Nadwyrężyłem kredyt mój i mienie,
Żyjąc wystawniej, niż mi na to moje
Ograniczone środki pozwalały.
Nie utyskuję nad tem, żem zmuszony
Wysoką stopę zredukować; o to
Mi tylko idzie, jakbym mógł uczciwie
Wybrnąć z tych długów, w które mię pogrążył
Dotychczasowy za pański tryb życia.
Tobie, Antonio, winienem najwięcej,
Bom ci jest dłużny pieniądze i przyjaźń:
Twoja zaś przyjaźń pozwala mi śmiało
Wywnętrzyć wszystkie myśli me i plany,
W których spełnieniu leży możność spłaty
Wszystkich mych długów.
Antonio. Mów, mów, mój Bassanio.
Jeżeli, o czem, znając cię, nie wątpię,
Zamiary twoje są zgodne z honorem,
Mieszek mój, moja osoba, i wszystko
Czem rozporządzam, jest na twe usługi.
Bassanio. Za szkolnych czasów, gdym uronił strzałę,
Puszczałem drugą, takiej samej miary,
Tą samą drogą; lecz z większą uwagą,
By tamtą znaleść, i ważąc obiedwie,
Obiedwie często znajdowałem. Przykład
Ten z lat dziecinnych przewodzęć dlatego,
Że to, co powiem, jest równie niewinnem.