Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu/24

Ta strona została przepisana.
16
KUPIEC WENECKI.

sunki i rachunki, układać się i gadać, ale jeść z wami, pić z wami i modlić się z wami, nigdy. Cóż tam słychać na Rialto? Któżto się tu zbliża?

(Wchodzi Antonio).

Bassanio. To signor Antonio.
Szylok. (do siebie). Jak ma chytrego celnika oblicze!
Nienawidzę go, bo jest chrześcijaninem,
Lecz bardziej jeszcze za to, że z nikczemnej
Prostoduszności „gratis“ borgi daje
I nam tu stopę procentów obniża.
Gdybym mu kiedy mógł pomacać żeber,
Dawna ma niechęć ulgiby doznała.
On gardzi moim ludem i publicznie
Na posiedzeniach kupieckich szkaluje
Mnie, moje sprawy i uczciwe zyski,
Mieniąc je lichwą. Niech będzie przeklętym
Mój ród, jeżeli kiedy mu przebaczę.
Bassanio. I cóż, Szyloku?
Szylok. Obliczyłem w głowie
Moje obecne zasoby i widzę
Z przecięciowego mniej więcej bilansu,
Że niepodobna mi będzie na teraz
Zebrać okrągłej sumy trzech tysiąca
Dukatów. Ale nic to nie stanowi:
Tubal, zamożny jeden z Izraela,
Przyjdzie mi w pomoc. Na ileż miesięcy
Żądacie?

(Do Antonia).

Witam was, wielmożny panie;
O waszej cześci była właśnie mowa.
Antonio. Szyloku, lubo ani wypożyczam,
Ani pożyczam gwoli brania albo
Wygórowanych dawania procentów,
Gotówem jednak złamać ten obyczaj
Dla przyjaciela w naglącej potrzebie.

(Do Bassania).

Czy wie on, ile ci trzeba?
Szylok. Wiem, panie:
Trzy tysiące dukatów.