Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu/33

Ta strona została przepisana.
25
AKT DRUGI. SCENA DRUGA.

łęzi naukowych) prawdę mówiąc rozstał się z życiem, czyli po prostu mówiąc, przeszedł na łono wieczności.
Gobbo. Niechże Bóg uchowa! ten chłopak był prawdziwem kijem mojej starości, prawdziwą moją podporą.
Lancelot. Czy to ja wyglądam jak pałka, albo kłoda, żebym był kijem albo podporą? Nie poznajesz mnie, ojcze?
Gobbo. Biedneż moje lata! Nie poznaję was, panie: ale powiedzcie mi, proszę, czy mój chłopak (Panie świeć nad jego duszą) zostaje przy życiu, czy umarł?
Lancelot. Nie poznajesz-że mnie, ojcze?
Gobbo. Niestety! mam krótki wzrok: nie poznaję was, panie.
Lancelot. Dalipan, choćbyście mieli oczy, moglibyście mnie nie poznać. Mądry to ojciec, co zna własne dziecko. No, staruszku, daję wam wiadomość. O waszym synu: pobłogosławcie mię! (Przyklęka). Prawda wyjdzie na wierzch. Zabójstwo nie może być długo ukryte, ale prawdziwy syn swojego ojca może być; bądź co bądź, prawda w końcu wyjdzie na wierzch.
Gobbo. Proszę was, panie, powstańcie: jestem pewny, że wy nie jesteście moim synem, Lancelotem.
Lancelot. Zaniechajcie już, ojcze, tych fecessyi i dajcie mi błogosławieństwo. Jestem Lancelotem, waszym chłopcem, który był waszym synem, który jest waszem dzieckiem, który będzie —
Gobbo. Nie mogę myśleć, że jesteście moim synem.
Lancelot. Nie wiem sam, co mam o tem myśleć; ale jestem Lancelotem, sługą tego żyda; i jestem pewny, że wasza żona, Małgorzata, jest moją matką.
Gobbo. Małgorzatać jej na imię, Jeżeli jesteś Lancelotem, to mogę na to przysiądz, żeś ty moja własna krew i ciało. Niech Bóg będzie pochwalony! Jakiegożeś dostał zarostu! Więcej masz włosów