Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu/38

Ta strona została przepisana.
30
KUPIEC WENECKI.

Lancelot. Adie! Łzy absolwują moją wymowę. O, najpiękniejsza poganko! O, najmilsza hebrejko! Jeżeli jaki chrześcijanin nie popełni heretyctwa i nie pojmie cię, to wszystko na świecie zawodzi. Adie! Te głupie krople rozmiękczają we mnie męskiego ducha. Adie!

(Wychodzi).

Jessyka. Bądź zdrów, poczciwy Lancelocie.
Jakże jest wielki mój grzech, że się wstydzę
Być córką mego ojca! Chociaż jednak
Jestem dziecięciem jego krwi, nie jestem
Dziecięciem jego serca. O, Lorenco,
Dotrzymaj słowa! a wkrótce ochrzczoną,
Wierną do śmierci będę twoją żoną,

(Wychodzi).
SCENA CZWARTA.
Tamże. Ulica.
Wchodzą GRACYANO, LORENCO, SALARINO i SOLANIO.

Lorenco. Tak więc wyśliźnim się podczas wieczerzy.
Co tchu przebierzem się i za godzinę
Powrócim nazad, jakby nic nie było.
Gracyano. Nie zrobiliśmy k’temu przygotowań.
Salarino. I pochodniarzyśmy nie zamówili.
Solanio. Jeśli się tego zgrabnie nie wykona,
To nic nie warto i lepiej dać pokój.
Lorenco. Teraz punkt czwarta; mamy zatem jeszcze
Do przygotowań parę godzin czasu.

(Wchodzi Lancelot z listem w ręku).

Cóż tam, kochany Lancelocie?

Lancelot. To pismo oświadczy zapewne, jeżeli się waszej wielmożności podoba je rozkopertować.

Lorenco. Znam dobrze rękę, która to pisała;
Piękna to ręka i białość tej ręki
Bielsza niż papier, na którym pisała.

Gracyano. Miłośny jakiś raport, ani wątpić.
Lancelot.. Ścielę się do stóp waszej Wielmożności.
Lorenco. Gdzie idziesz?