Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu/46

Ta strona została przepisana.
38
KUPIEC WENECKI.

Jej boski obraz. Czyżby w ołowianej?
Sama myśl o tem byłaby bluźnierstwem,
Taki sprzęt byłby za nikczemny nawet
Do otoczenia jej całunu w grobie.
Mamie przypuścić, że ją kryje srebro,
Którego wartość jest dziesięćkroć razy
Mniejszą niż złota? O, bezbożna myśli!
Nigdy tak drogi, tak uroczy klejnot
Nie był oprawny inaczej jak w złoto.
Jest w Anglii złotej monety gatunek,
Z wyobrażeniem anioła w odbiciu,
W odbiciu tylko; tu w tem złotem łożu
Spoczywa cały anioł. — Tę wybieram:
Daj mi klucz, pani, niech się co chce stanie!
Porcya. Oto jest: otwórz ją książę. Jeżeli
W niej jest mój obraz, będę twoją.
Książę Marakoński (otworzywszy skrzynkę). Piekło!
Co to takiego? Trupia głowa, w której
Wygniłem oku tkwi jakoweś pismo.
Cóż tu jest napisane? przeczytajmy.

(Czyta).

Nie wszystko, co się lśni, jest złotem:
Oddawna ci mówiono o tem.
Nie jeden rozstał się z żywotem,
Co się dal złudzić mym błyskotem,
Grób złoty bywa tuczny błotem.
Gdyby twój zapał, ścisłym splotem,
Z mądrości złączon był przymiotem,
Byłbyś był treść mą odgadł lotem.
Idź precz, odpowiedź twa nic potem. —
Precz więc, po gorzkim tym zawodzie,
Grzejący ogniu! witaj, chłodzie!
Bądź zdrowa, Porcyo, kto tak jak ja stratny,
Ten do pożegnań dłuższych jest niezdatny.

(Wychodzi ze swym orszakiem).

Porcya. Spuśćcie zasłonę! To pierwszy akt próbny,
Oby tak wybrał każdy doń podobny!