Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu/51

Ta strona została przepisana.
43
AKT DRUGI. SCENA ÓSMA.

Gdybym tu jeszcze dłużej bawił,
Więcejbym głupstwa się nabawił.
Przyszedłem z jedną głupią głową,
A wracam nazad z dubeltową.
Adieu! nic dla mnie tu już pole;
Odchodzę z wstydem znieść mą dolę.

(Wychodzi ze swym orszakiem).

Porcya. Tak w świecy toną ćmy i mole.
O, światłe głupcy! mędrcy z głową chorą,
Im głębiej wezmą, tem płyciej wybiorą.
Neryssa. Dobrze to mówi stara aksyoma,
Że śmierć i żona z góry przeznaczona.
Porcya. Nerysso, spuść firankę.

(Wbiega służący).

Służący. Jest tu pani?
Porcya. Jest, mości panie.
Służący. Przed bramą pałacu
Zsiadł z konia jakiś młody Wenecyanin,
Z uwiadomieniem o blizkim przybyciu
Swojego pana, od którego przywiózł
Najuprzejmiejsze pozdrowienia, to jest,
Oprócz grzeczności i pięknych słów, dary
Znacznej wartości. Nie widziałem jeszcze
Gońca miłości tak miłego. Nigdy
Kwietniowy ranek nie zwiastował wabniej
Zbliżającego się nadejścia lata,
Niż ten posłaniec swego pana.
Porcya. Przestań,
Boję się, żebyś w końcu nie powiedział,
Że on jest jakim blizkim twoim krewnym.
Tak uroczyste sypiesz mu pochwały.
Pójdźmy, Nerysso. Jak mi się też wyda,
Ciekawa jestem, ten laufer Kupida.
Neryssa. Bassanio, królu serc! Coś mi się roi,
Że to kwatermistrz z awangardy twojej.

(Wychodzą).