Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu/58

Ta strona została przepisana.
50
KUPIEC WENECKI.

Z równą odwagą, lecz z większą miłością
Niż kiedyś Alcyd, gdy szedł znieść ów haracz,
Jaki morskiemu potworowi Troja
Niosła w dziewicach. Ja tu stoję z przodu,
Niby ofiara; a te tam opodal,
To są dardańskie niewiasty patrzące
Z trwogą na skutek jego przedsięwzięcia.
Idź, Herkulesie! Życie me zależy
Od twego: więcej ja czuję obawy,
Niż ty sam, wobec tej groźnej wyprawy.

(Muzyka daje się słyszeć. Bassanio tymczasem zastanawia się nad napisami, będącymi na skrzynkach).
Śpiew.

Pierwszy głos. Powiedz, gdzie się skłonność rodzi,
W głowie-li, czy w sercu młodzi,
Jaki życia bieg przechodzi?
Ddugi głos. W oczach rodzi się, karmiona
Paszą wzroku, żyje ona
W swej kolebce i w niej kona.
Ogłośmy jej zgon:
Dyn! dyn! dyn! brzmi dzwon.
Chór. Dyn! dyn! dyn! brzmi dzwon.
Bassanio. Tak, choć sam sobie często pozór kłamie,
Świat zawsze daje się uwodzić blichtrom.
W sądach naprzykład: jakaż święta sprawa,
Pokryta gładkim pokostem wymowy,
Tem się wydaje, czem jest? W rzeczach świętych
Jestże błąd jaki, któryby pod sankcyą
Powagi, zręcznym poparty sofizmem,
Nie przyozdobił się w godziwą postać?
Niema występku tak nagiego, iżby
Nie miał po wierzchu jakichsi cech cnoty.
Ilużto tchórzów, z sercem równie miękkiem
Jak schody z piasku, nosi groźne brody
Na podobieństwo Alcyda lub Marsa,
Choć w żyłach mają miasto krwi serwatkę
I tą powłoką męstwa straszą nieraz?
Przypatrzcie się piękności, a ujrzycie,
Że jest najczęściej kupioną na wagę.