Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu/59

Ta strona została przepisana.
51
AKT TRZECI. SCENA DRUGA.

I tu się jawi cudowność natury;
Bo im blask większy na zewnątrz, tem większa
Czczość bywa w gruncie: takimi są owe
Złote, falisto-trefione kędziory,
Na wiatr puszczone i skaczące z wdziękiem
Obrachowanym na efekt; częstokroć
W nich poznajemy własność innej głowy,
Która na teraz spoczywa w grobowcu.
Tak więc ozdoba jest kwiecistym brzegiem
Niebezpiecznego morza, piękną tkanką,
Zasłaniającą twarz murzynki; słowem,
Jest niby prawdą, łowiącą na wędę
Najmędrszych nawet. Nie chcę przeto ciebie,
Zwodnicze złoto, ty strawo Midasa!
Ni ciebie, blady służalcze, co biegasz
Z ręki do ręki; ale ciebie, ciebie,
Skromny ołowiu, który grozisz raczej,
Niż jakąkolwiek obiecujesz korzyść.
Twoja prostota wymowniej mię nęci:
Ciebie wybieram, niech cię los uświęci!
Porcya. Jak się w powietrze ulatniają moje
Błędne obawy, wrzące niepokoje,
Złowieszcze troski i chwiejące względy!
Miłości, poskrom radosne zapędy!
Folguj, zmniejsz nadmiar swojego zachwytu!
Abym u tego szczęśliwości szczytu
Nie utraciła zmysłów.
Bassanio (otwierając ołowianą skrzynkę). Cóż tu znajdę? —
Ha! obraz pięknej Porcyi! Jakiż półbóg
Zdołał do tego stopnia naśladować
Żywy arcywzór? Są-ż te oczy w ruchu?
Czy też, przylgnąwszy do oprawy moich,
Zdają się w ruchu? Te na wpół otwarte,
Różane wargi dzieli nektar tchnienia:
Tak słodki tylko może istnieć przedział
Między tak śliczną parą. Tu, w tych włosach
Malarz jak pająk, osnuł sieć na serca.
Ale jej oczy! jak mógł patrzeć na nie,
Chcąc je nakreślić? Nim jedno nakreślił,
Obadwa swoje powinien był stracić