Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu/63

Ta strona została przepisana.
55
AKT TRZECI. SCENA DRUGA.
(Wchodzą: Lorenco, Jessyka i Soleryo).

Bassanio. Lorenc, Soleryo, witam was, o ile
Wolno mi witać was gośćmi w tym domu,
W którym tak jeszcze młode mam znaczenie.
Pozwól mi, droga Porcyo, gośćmi nazwać
Moich przyjaciół i współziomków.
Porcya. Z serca
Mienię ich temże nazwiskiem i witam.
Lorenco. Dzięki ci, pani. Co do mnie, signore,
Nie zamierzałem przyjść cię tu odwiedzić,
Ale Soleryo, którego przypadkiem
W drodze spotkałem, zawezwał mię w sposób,
Żadnej odmowy nie przypuszczający,
Abym mu tutaj towarzyszył.
Soleryo. Tak jest,
I uczyniłem to nie bez powodu.
Signor Antonio pozdrawia cię, panie.
Tym listem.

(Oddaje list Bassaniowi).

Bassanio. Zanim go rozpieczętuję,
Powiedz, jak się ma ten zacny przyjaciel?
Soleryo. Nie jest on chory, prócz chyba na duszy;
Ani zdrów, chyba na duszy. W tym liście
Znajdziesz, signore, stan jego skreślony.
Gracyano. Nerysso, bądź uprzejmą dla tych panów;
Podejm ich wdzięcznie. Daj rękę, Soleryo!
Cóż tam w Wenecyi słychać? Jak się miewa
Poczciwy nasz Antonio, ten król kupców?
Wiem, jak go nasza pomyślność ucieszy:
Myśmy Jazony, co zdobyli runo.
Soleryo. Bogdaj to runo, które on utracił!
Porcya. Musi ten papier kryć coś bardzo złego,
Kiedy tak spędził barwę z lic Bassania.
Zapewne umarł ktoś mu drogi; cóżby
Bowiem innego mogło tak dalece
Zmienić człowieka silnego na duchu?
Coraz to gorzej. Wybacz mi, Bassanio,
Jam twa połowa i mnie więc dotyczy
Połowa tego, co ten list zawiera.