Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu/67

Ta strona została przepisana.
59
AKT TRZECI. SCENA TRZECIA.

Antonio. Niech sobie idzie; nie będę go więcej
Bezowocnemi nachodził prośbami.
On na me życie dybie i wiem za co:
Nierazem z jego pazurów wydobył
Dłużników, co się przedemną żalili:
Stąd jego do mnie nienawiść.
Solanio. Zapewne
Doża nie uzna ważności obligu.
Antonio. Doża nie może wstrzymać biegu prawa,
Bo naruszenie w czembądź pełnych swobód,
Jakie w Wenecyi służą cudzoziemcom,
Osławiłoby sprawiedliwość państwa;
Na cudzoziemcach zaś wszelkich narodów
Polega handel i byt tego miasta.
Idźmy więc! niema już sposobu na to.
Smutki i straty tak mię wycieńczyły,
Że nie wiem, czy mi na jutro funt mięsa
Dla wierzyciela mego pozostanie.
Idźmy, dozorco. Dałby Bóg przynajmniej,
Żeby Bassanio był przy tem, jak będę
Płacił za niego; mniejsza mi o resztę.

(Wychodzi).
SCENA CZWARTA.
Belmont. Pokój w pałacu Porcyi.
PORCYA, NERYSSA, LORENCO, JESSYKA i BALTAZAR.

Lorenco. Pani, jakkolwiek jesteś tu obecną
Przecież nie waham się wyznać, że jesteś
Wzorem prawdziwie anielskiej dobroci;
Dowodem tego jest, że tak spokojnie
Znosisz małżonka oddalenie. Gdybyś
Wiedziała jednak, dla kogo je znosisz,
Jak poczciwego ratujesz człowieka,
Wtedy zaiste byłabyś dumniejszą
Ze swego dzieła, niż zwyczajna dobroć
Może ci na to pozwalać.
Porcya. Nie było
Mi jeszcze nigdy żal dobrych uczynków,