Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu/70

Ta strona została przepisana.
62
KUPIEC WENECKI.

Neryssa. Mamyż postacie męskie na się przyjąć?
Porcya. Co za pytanie! Fe, tak się wyrażasz,
Jak gdybyś miała być tłumaczem prawa.
Pójdź bliżej, cały plan mój ci opowiem,
Siedząc w powozie, który czeka na nas
Przed bramą parku. Nie traćmy więc chwil,
Bo mamy odbyć dziś dwadzieścia mil.

(Wychodzą).
SCENA PIĄTA.
Tamże, Ogród.
LANCELOT i JESSYKA.

Lancelot. Tak, zaprawdę; bo to, widzicie pani Jessyko, grzechy ojców mają być karane na dzieciach; dlatego wierzajcie mi, że się o was frasuję. Zawszem był prostoduszny z wami, pani Jessyko; to też i teraz oświadczam wam bez przegródki moją agitacyą z waszego powodu. Dlatego nie traćcie serca, bo po prawdzie, widzi mi się, żeście skazaną na potępienie. Jedna tylko zostaje wam otucha, choć po prawdzie jestto rodzaj niegodziwej otuchy.
Jessyka. Jakaż to otucha?
Lancelot. Możecie poniekąd tuszyć sobie, że nie wasz ojciec dał wam życie; że nie jesteście córką tego żyda.
Jessyka. Byłby to w istocie rodzaj niegodziwej otuchy; w takim razie byłabym karaną za grzechy mojej matki.
Lancelot. Zaprawdęć tak: boję się dlatego, czy nie będziecie potępioną zarówno z powodu ojca, jak i matki. Uniknąwszy deszczu, to jest waszego, ojca, trafiam pod rynnę, to jest waszą matkę. Nie ma rady, skądkolwiek wziąć, czeka was zguba.
Jessyka. Będę zbawiona z łaski mego męża; przez niego zostałam chrześcijanką.
Lancelot. Zaprawdę, nie można mu tego mieć za dobre. Było nas chrześcijan dość i wprzódy, akurat tyle, coby wyżyć jedni przy drugich. To mnoże-