Bassanio. Pierścień ten dała mi żona, łaskawco;
Sama wsadziła i kazała przysiądz,
Że go nie zgubię i nie dam nikomu.
Porcya. Takie wymówki bardzo są dogodne
Tym, co w dawaniu datków są oszczędni.
Jeżeli żona pańska ma rozsądek,
To wiedząc, jakem wart tego pierścienia,
Nie długoby się za danie mi jego
Na was gniewała. Ale mniejsza o to,
Pokój niech będzie z wami!
Antonio. Ejże, Bassanio, daruj mu ten pierścień;
Niech moja przyjaźń i jego przysługa
Przeważą zakaz twej żony.
Bassanio. Gracyano,
Pobiegnij, dogoń go, daj mu ten pierścień,
I sprowadź go do mieszkania Antonia,
Jeśli potrafisz go namówić: spiesz się.
I my też idźmy; wypoczniem dziś sobie,
A jutro, skoro świt, ruszym do Belmont.
Porcya. Wywiedz się o mieszkaniu tego żyda,
I każ mu akt ten podpisać. Wyjedziem
Tej jeszcze nocy, aby o dzień jeden
Uprzedzić powrót naszych panów mężów.
Lorenco będzie kontent z tego aktu.
Gracyano. Cieszę się, panie, żem was jeszcze zdybał.
Signor Bassanio, lepiej rzecz zważywszy,
Przesyła wam ten pierścień i zaprasza
Was na obiadek.
Porcya. Nie mogę mu służyć.
Pierścień przyjmuję z największą wdzięcznością;