Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu/89

Ta strona została przepisana.
81
AKT PIĄTY. SCENA PIERWSZA.

I cień lwa widząc miasto lwa samego,
Z trwogą pierzchała.
Lorenco. W takąto noc ongi
Stała Dydona na dzikiem wybrzeżu,
Z gałązką w ręku i znak nią dawała
Ulubieńcowi, aby wrócił nazad
Do Kartaginy.
Jessyka. W taką noc także
Medea rwała czarodziejskie zioła,
Które staremu Ezonowi miały
Przywrócić młodość.
Lorenco. W takąto noc uszła
Jessyka z domu bogatego żyda,
I z jednym chłystkiem umknęła z Wenecyi
Aż tu do Belmont.
Jessyka. W takąto noc młody,
Czuły Lorenco przysięgał jej miłość,
I podszedł proste jej serce mnogiemi
Zapewnieniami, z których ani jedno
Nie było szczerem.
Lorenco. W takąto noc młoda,
Śliczna Jessyka małe nic dobrego,
Rzucała potwarz na swego kochanka,
Który jej jednak potwarz tę przebaczył.
Jessyka. Radabym z tobą tak całą noc gwarzyć,
Gdyby nikt naszej nie przerwał swobody,
Ale, czy słyszysz? ktoś tu idzie.

(Wchodzi Stefano).

Lorenco. Któżto
Śmie mieszać spokój tej późnej godziny?
Stefano. Swój.
Lorenco. Swój? co za swój? jak się zowiesz, swoju?
Stefano. Zwię się Stefano i przychodzę z wieścią,
Że nasza pani powraca do Belmont
Przededniem jeszcze. Co chwila przystaje
Przy świętych krzyżach, klęka i zanosi
Modły o szczęście w swym świeżo zawartym
Małżeńskim związku.
Lorenco. Czy z nią kto przyjeżdża?