Wszak mówiłem już.
Niech pociechą ciebie, straszna zemsta poi,
Niechaj choć ten lek twoję ranę goi.
Dzieci niema on. — Wszystkie moje dziatki?
O piekielna kani! — Wszystkie, mówisz? — Wszystkie?
Co? pisklęta wszystkie nie wyjmując matki
Wpadły w jednę szponę?
Znoś jak mąż.
Tak zrobię.
Ale jak mąż muszę mieć uczucie w sobie;
Jak zapomnieć mogę o tém, ze istniało
Mnie najdroższe w świecie? — Niebo to widziało
I nie obroniło? — O Makduffie zbrodniu!
Jakże jestem zły! — Legli z mej przyczyny!
Nie za własny czyn, ale z mojéj winy
Napadł na nich mord: niebo daj im pokój!
Miéj to osłą miecza; a w gniew na mordercę
Zmień żal, nie tęp serca, ale rozjusz serce.
Nie chcę moim płaczem grać kobiecéj roli,
Ni przechwaley mową! — Lecz niech Bóg pozwoli
Przeciąć wszelki rozdział; niech mię czoło w czoło
Stawi z czartem Szkotów, tak, ze jego może
Dostać oręż mój; jeśli ujdzie, Boże!
Przebacz jemu także.