Strona:Dzieła Williama Shakspeare II tłum. Hołowiński.djvu/110

Ta strona została przepisana.
100
MAKBET.
LADY MAKBET.

Precz przeklęta zmazo! Precz, powiadam! — Raz; dwa; tak, już czas to robie: — Piekło jest ciemne! — Fe, mój mężu, fe! Żołnierz i bojaźliwy? Czegóż się lękać mamy, kto wie o tem, kiedy nikt nie może nas zmusić do zdania sprawy? — Jednak ktoby myślał, żeby stary człowiek mógł mieć tak wiele krwi w sobie?

LEKARZ.

Czy to uważasz?

LADY MAKBET.

Tan Fifu miał żonę; gdzież teraz ona? — Co, nigdyż te ręce niebędą czyste? — Dość już o tém, mój mężu, dość o tém: wszystko zepsujesz przez tę trwogę.

LEKARZ.

Idź stąd, idź stąd: tegoś nie powinna wiedzieć.

DAMA.

Ona mówi, co nie powinna, to pewna. Pan Bóg wie, co ona wie.

LADY MAKBET.

Tu zawsze jest trochę krwi, wszystkie arabskie wonie nie nadadzą zapachu tej małéj ręce. Och! och! och!

LEKARZ.

Co to za westchnienie! Jakże ciężki smutek na sercu!

DAMA.

Nie chciałabym mieć takiego serca w łonie, za wszystkie ozdoby króleskie.>br>

LEKARZ.

Dobrze, dobrze, dobrze.

DAMA.

Proś Boga panie, aby to było dobrze.