Czy się dziwie ma, czy twe wznieść pochwały,
Dotąd nie wie sam: milczy i zdumiały
Obracając wzrok na dnia tego koniec,
Gdzie Norwegów tłum, widzi ciebie tam
Nie trwoznego rzezią, co zdziałałeś sam
Siejąc w kolo śmierć. Biegł za gońcem goniec,
Jak za słowem słowo; wszyscy niosąc wieść
Twoich sławnych zwycięstw, co zbawiły kraj,
Kładli u stóp króla.
My posłani dwaj,
By imieniem króla dzięki tobie nieść;
I do niego tylko wezwać, nie nagradzać.
Jakby na zadatek większego honoru,
Dać ci kazał znać, żeś Tanem Kawdoru:
W téj godności witaj; dobrześ tego wart,
Ziemia Kawdor, twoja.
Prawdęż mówił czart?
Żyje Kawdor Tan: Za cóz mnie stroicie
W pożyczane szaty?
Ten, co Tanem był,
Żyje, lecz pod sąd dane jego życie,
Które pewno straci. Czy z Norwegiem knuł,
Czy wewnętrzny bunt posiłkował skrycie,
Czyli z obudwotna zgubę Państwa snuł?
Nie wiem: lecz wyznane przezeń kraju zdrady
Już go obaliły.