Chętnie wszystko zrobię,
Co pomnoży honor, chroniąc tylko w sobie
Szczerą zawsze myśl i najczystszą wierność,
Przyjmę radę twoję.
No! dobranoc już.
Dzięki i wzajemnie dobrej nocy panu.
Idź i powiedz pani, jeśli gotów napój,
Niech da dzwonkiem znać, i idź sobie spać.
Czy to sztylet? — widzę tę przed sobą broń
Rękojeścią ku mnie: chodź, niech porwę w dłoń: —
Lecz nie mogę ująć; jednak widzę wciąż.
Czyż fatalne widmo, tylko dla zrzenicy
Tak przystępne jesteś, a nie dla prawicy?
Czyś sztyletem myśli? Czyś utworem czczym,
Co cię spłodził mózg w strasznym ogniu swym?
Widzę ciebie wciąż w dotykalnym kształcie,
Jak ten, co dobywam.
W drodze mi przodkujesz, gdzie mam stawić krok;
Jesteś znak narzędzia, co go użyć mam.
Czyli zmysły moje obłąkały wzrok,
Czy wzrok sam prawdziwy: widzę ciebie wciąż;
Krew na rękojeści i na twym brzeszczocie,
Czego wprzód nie było. — Nie jest tak w istocie;
Mój to krwawy cel oczy moje ludzi. —