Strona:Dzieła Williama Shakspeare II tłum. Hołowiński.djvu/45

Ta strona została przepisana.
35
AKT DRUGI.

Tę codzienna śmierć, lek na wszelką nędzę,
Balsam dusz zranionych, kąpiel do omycia.
Ciężkich znojów pracy, drugi świat natury,
Najgłówniejszy przysmak na biesiadzie życia.

LADY MAKBET.

Co ty mówisz?

MAKBET.

Nie ma więcej snu, woła do mnie wszędzie,
Glamis zabił sen, i dla tego Kawdor
Więcéj spać nie będzie, Makbet spać nie będzie!

LADY MAKBET.

Któż to woła tak? Czyż, dostojny Tanie!
Tracisz duszy moc, tak, że w obłąkanie
Wyobraźni wierzysz? — Chodź, weź trochę wody,
To świadectwo brzydkie zmyjesz z twoich dłoń. —
Na coś z tego miejsca przyniósł tu ich broń?
Musi leżeć tam: zanieś i powalaj
Szatnych śpiących krwią.

MAKBET.

O, nie pójdę więcéj:
Ja się boję myślić jakim zrobił czyn
Nie dopiéro patrzeć.

LADY MAKBET.

Słabyś w przedsięwzięciu!
Daj sztylety mnie. Spiący i umarli
Są to malowidła: Straszny jest dziecięciu
Czart namalowany. — Krew się z niego toczy,
W niej dwóch szatnych twarz, moja ręka zbroczy,
Na nich zwalim winę.

(wychodzi. Słychać stuk.)