Strona:Dzieła Williama Shakspeare II tłum. Hołowiński.djvu/47

Ta strona została przepisana.
37
AKT DRUGI.

nie) Stuk, stuk, stuk: kto tam w imie Belzebuba? To dzierżawca, co się powiesił w oczekiwaniu na urodzaj: w porę przyszedłeś: nagotujże dosyć chustek, bo tu za to weźmiesz dobrze na poty. (stukanie) Stuk, stuk: kto tam w imie drugiego djabła? Prawdziwie, oto świętoszek, co może przysiądz swoim dwuznacznikiem na obie ważki, prawdy czy nie prawdy, przeciwko każdej ważce, co dosyć nazdradzał dla miłości Boga, a jednak dwuznacznikiem nie dopiął nieba: O wchodź świętoszku. (stukanie) Stuk, stuk, stuk: kto tam? Prawdziwie! Oto krawiec, przychodzi tu za skradzione okrawki: Wchodź, krawcze: oj tu łebsko się tobie okroi i nagrzejesz tęgo duszę do swego żelazka. (stukanie) Stuk, stuk: nigdy nie ma pokoju. Kto tam? — Ale to miejsce za nadto zimne na piekło. Nie chcę hyc dalej czarta odźwiernikiem. Miałem zamiar wprowadzić z każdego stanu człowieka, który idzie wielką drogą różami usłaną na wieczny ogień radości, stukanie) Zaraz, zaraz: proszę pamiętać, że i odźwierny człowiek.

(otwiera bramę).
Wchodzą MAKDUFF i LENOX.
MAKDUFF.

Jak późno przyjacielu poszedłeś do łóżka, kiedy spisz tak długo?

ODŹWIERNY.

Prawdziwie, panie, piliśmy, aż drugi raz kur zapiał; a trunek, panie, jest wielkim sprawcą trzech rzeczy.

MAKDUFF.

Jakież to są trzy rzeczy po szczególe?

ODŹWIERNY.

Z przeproszeniem pańskiém, nos czerwony, sen i woda. Lubieżność, panie, pochodzi z trunku i nie pochodzi.