Cóź to?
Piekło dziś zrobiło arcydzieło swoje!
Świętokradzki mord strasznym gwałtem wpadł
W namaszczony Panu kościół, ztamtąd skradł
Życie tej budowy.
Co pan mówisz, życie?
Czyje? króla?
Idźcie do komnaty, tam swój wzrok zburzycie
Nową tą Gorgoną: — Mnie nie kaźcie mówić;
Patrzcie, potem mówcie sami. — Wstańcie! Wstańcie!
Na gwałt bijcie w dzwon: — Mord i wielka zdrada!
Banko, Donalbain i Malkolmie, wstańcie!
Rzuccie miękki sen, śmierci wizerunek,
Patrzcie na śmierć samą! — Wstańcie i obaczcie
Wielki obraz sądu! — Malkolm, Banko, wstań!
Wyjdźcie jakby z grobu, idźcie jakby duchy,
Odpowiedne zgrozie!
Co to za rozruchy,
Że ta straszna trąba do narady zwie
Wszystkich śpiących w domu? powiedz, powiedz mnie.
O najczulsza Pani!
Nie twój razie słuch takiej zbrodni wzmianką!