Ta strona została przepisana.
45
AKT DRUGI.
STARZEC.
Równie w przeszły wtorek, także wspak natury,
Sokoł, który dumnie wznosił lot do góry,
W sowy myszołówki dostał się pazury.
ROSSE.
A Dunkana konie, dziwna rzecz a pewna,
Piękne, wiatronogie, czoło swojéj rasy,
Nagle podziczały, z stajni swéj wypadły,
Nic nie chciały słuchać, jakby iść w zapasy
Z ludźmi miały.
STARZEC.
Mówią, że się wzajem jadły.
ROSSE.
Tak, bo patrzał na to mój zdumiały wzrok.
Otoź dobry Makduff zwraca do nas krok: —
(wchodzi MAKDUFF).
Coź nowego słychać!?
MAKDUFF.
Jakto, nie wiesz nic?
ROSSE.
Czy odkryty już krwawéj zbrodni sprawca?
MAKDUFF.
Ci są, których zabił Makbet.
ROSSE.
O dniu! Biada!
Jakiż mieli cel?
MAKDUFF.
Ulegli namowie:
Malkolm, Donalbain, króla dwaj synowie
Stąd uciekli skrycie; przeto podejrzeniu
O ten czyn podpadli.