Giń, giń, kraju drogi!
Twą posadę kładź, Makbecie, bez trwogi,
Prawość drży: Szkocio, bądź na krzywdy niema,
Zbrodni już przyznano prawo. — Żegnam pana;
Jabym nie chciał być podłym, jak pan mniema,
Za tę przestrzeń ziem, co ma garść tyrana,
I za skarby Wschodu.
Bez obrazy bądź;
Nie z podejrzeń samych, te wyrzekłem słowa.
W iem, że szkocki kraj we łzach i krwi tonie,
Dźwiga ciężkie jarzmo; codzień rana nowa
Jeszcze zwiększa dawne; w moich praw obronie,
Wiem, że tłum walecznych wnet uzbroi dłonie:
Król angielski w pomoc chce do naszych granic
Słać tysiące mężnych. Lecz to wszystko na nic:
Bo gdy łeb tyrana wbiję pod swe nogi,
Lub na ostry miecz, jednak kraj mój drogi
Jeszcze więcéj klęsk, niżli wprzód mieć będzie,
Jeszcze więcéj cierpień w rozmaitszym względzie,
Przez następcę jego.
Ktoż następca ten?
Ja o sobie mówię: dobrze bowiem znam,
Ze wszystkiego złego zaród w sercu mam:
Gdy się on rozwinie, czarny Makbet wtedy
Nad śnieg wybieleje; a kraj śród téj biedy
Nazwie go barankiem w porównaniu ze mną,
Tyle złego mam.