wam dał twarz jednę, a wy same czynicie sobie drugą: — skaczecie, drobno chodzicie, szeplunicie, obracacie boskie stworzenie w pośmiewisko; blądziecie przez lekkomyślność składając na niewiadomość: dość, nie chcę mówić o tém więcéj, bo to mię przywiodło do szaleństwa. Powiadam, że nie chcemy ani słyszeć o małżeństwie; wszyscy, co się pożenili, wyjąwszy jednego, niech sobie żyją, a reszta tak zostanie jak teraz. Idź do klasztoru!
Co za szlachetny umysł w ruinie!
Język mądrego, oko dworaka,
Pałasz rycerza, w pięknej krainie
Róża najsłodsza, nadzieja cała!
Wzór ukształcenia, życia zwierciadło!
Z niego rozwaga rozwagę brała. —
Całkiem zgubiony, wszystko przepadło!
Ja najbiedniejsza z niewiast i nędzna,
Com harmonijnych przysiąg miód ssała,
Na rozkręconą patrzeć się muszę,
Arfę niebieską, wzniosłą tę duszę,
Jak daje twarde i dzikie brzęki!
Kwiat ten młodości, najwyższe wdzięki
Schną rozstrojeniem: Jakże się bidzę!
Znać, co widziałam, widzieć, co widzę.
Miłość! nie, inne czucie go wzrusza;
Choć się bez związku nam pokazuje