Strona:Dzieła Williama Shakspeare I tłum. Hołowiński.djvu/104

Ta strona została przepisana.
94
HAMLET.
SCENA DRUGA.
(Sala w zamku).
Wchodzi HAMLET i niektórzy AKTOROWIE.
HAMLET.

Tak mówcie jak ja przed wami mówiłem, niech gładko z ust płyną słowa: lecz jeżeli wrzeszczéć będziecie na całe gardło, jak wielu aktorów czyni, wolałbym aby jaki miejski krzykacz deklamował moje wiersze. Ani za nadto siekajcie powietrze rękami, tak; lecz wszystko czyńcie przystojnie, bo w gwałtownym potoku, w burzy i że tak powiem) zawierusze waszéj namiętności macie pozyskać i utrzymać umiarkowanie, dla nadania pewnego gładkiego toku. O! to mię do żywego obraża, kiedy słyszę jak zdrowy z wielką peruką chłop drze namiętność na szmaty, na prawdziwe gałgany i zagłusza ucho parteru, który po większéj części nie może nic więcej pojąc jak niezrozumiałe pantominy i hałas. Chciałbym takiego kamrata obatożyć za te hałaburdy, to Herod nad Herodami. Proszę was unikajcie tego.

AKTOR PIERWSZY.

Ręczę za to Waszéj Xiążęcéj Mości.

HAMLET.

Ani też bądźcie nadto łagodni, lecz niechaj roztropność zostanie waszym mistrzem: stosujcie akcyę do mowy, a mowę do akcyi z tą szczególniejszą uwagą, abyście nigdy nie przebrali miary naturalnej: bo wszystko co przechodzi naturę nie zgadza się z celem teatru, którego zamiar dawniéj i teraz był i jest stać się wierném zwierciadłem natury; okazać cnoty we właściwych rysach, zbrodnie w rzeczywistym obrazie; każdy wiek, każdy czas w jego kształcie