Strona:Dzieła Williama Shakspeare I tłum. Hołowiński.djvu/105

Ta strona została przepisana.
95
AKT TRZECI.

i piętnie. Jeżeli teraz albo to przesadzicie, albo oddacie za nadto słabo, chociaż pobudzicie do śmiechu nieświadomego, ale to obrazi mądrego postrzegacza; którego jednego nagana powinna w mniemaniu waszém przeważać zdanie całego teatru innych. O, znajdują się aktorowie tacy, jak sam ich widziałem grających i słyszałem jak wynoszono pod niebiosa, a z których jednak żaden, (mówiąc nieobelżywie), nie miał ani głosu, ani chodu chrześcijanina, albo nawet poganina, albo człowieka: tylko wziąwszy się pod boki, tak pysznie stąpali, tak ryczeli, że pomyślałem, snadź nie sama natura, ale jaki jéj czeladnik, któremu się robota nie udała, utworzył tych ludzi; do tego stopnia obrzydliwie podrzeźniali naturze.

AKTOR PIERWSZY.

Spodziewam się, że z tego jużeśmy się mniéj więcéj poprawili. —

HAMLET.

O, poprawcie się zupełnie. Niechaj zaś grający rolę błaznów więcéj nie mówią jak napisano: znajdują się bowiem tacy, którzy się śmieją sami dla pobudzenia do śmiechu innych prostych widzów, chociaż w tym samym czasie jakaś ważna rzecz w sztuce wymaga całéj uwagi. To nader nikczemnie i pokazuje najśmieszniejszą ambicyę błazna, kté ry używa tego sposobu. Idźcie i gotujcie się.

(Wychodzą Aktorowie. — Wchodzą POLONIUSZ, ROZENKRANC i GUILDENSTERN).

Jakże, mój panie, będzie król na sztuce?

POLOiNIUSZ.

I królowa będzie i to zaraz.