Strona:Dzieła Williama Shakspeare I tłum. Hołowiński.djvu/178

Ta strona została przepisana.
168
HAMLET.

Płynie ze mną w kraj nieznany:
Żegnam was młodości dnie!

(wyrzuca trupią głowę)
HAMLET.

Ta głowa miała język i mogła niegdyś śpiewać: jakże ten łotr ciska po ziemi tą czaszką, jakby to była Kaima, co piérwszy mord popełnił! Mozo to jakiego polityka głowa, którą ten osioł teraz podchwycił, co za życia chciała podchwycie samego Pana Boga: być to nic może?

HORACIO.

Być może, xiąże.

HAMLET.

Albo dworaka, co umiał powiedziéć, Dzień dobry Jaśnie Wielmożnemu Panu! Jakże najdroższe zdrowie łaskawego Pana! to może jaki Jaśnie Wielmożny, który chwalił konia jakiego Jaśnie Wielmożnego Pana, chcąc go miéć w podarunku; być to nie może?

HORACIO.

Dla czegoż nie, mój xiąże.

HAMLET.

O, tak: a teraz Jaśnie Wielmożny Robaczyński z obnażonym czerepem, któremu szczękę odbił rydel grabarza; piękna to rewolucya, jeśli tylko umiemy na nią patrzéć. Czyż tak niewiele kosztowało uformowanie tych kości, aby grać niémi w kręgle? Myśląc o tem czuję ból i w moich kościach.

PIERWSZY GRABARZ.

(śpiewa)  Kiedy oczy śmierć zaciemi,
Wtedy płachty lnianéj dość;
W cztérech deskach, w sążniu ziemi
Dobrze ten się prześpi gość.

(znowu wyrzuca trupią głowę)