Strona:Dzieła Williama Shakspeare I tłum. Hołowiński.djvu/183

Ta strona została przepisana.
173
AKT PIĄTY.

a teraz jakże się na to wzdryga moja wyobraźnia! serce się ściska. Tu były usta, które nie wiém, jak wiele razy, całowałem. Gdzie teraz twoje zabawne żarty? twoje skoki i śmiesznie płatane figle? twoje piosneczki? gdzie błyskawice twéj wesołości, na które cały stół śmiał się do rozpuku? Nicże teraz nie masz na wydrwienie twego grymasu ze straszném wyszczerzeniem zębów? wszystko się całkiem skurczyło i opadło. Pójdź do gotowalni teraz jakiéj pani i powiedz, że chociaż nakłada bielidła na palec grubości, skończy wszelako na tém, że stanie się podobną do ciebie — pewnie ją rozśmieszysz. — Proszę cię, Horacio, powiedz mi rzecz jedną.

HORACIO.

Cóż takiego, panie?

HAMLET.

Jak myślisz, czy Alexander leżąc w ziemi stał się do tego podobny?

HORACIO.

Zupełnie.

HAMLET.

I tak zgnilizną trącił? fe!(rzuca czaszkę)

HORACIO.

Tak samo, xiąże.

HAMLET.

Na jak podłe użycie możemy przejść Horacio! Dla czegóż wyobraźnia szukając prochu Alexandra, nie może go znaleść w zasmarowaniu szpuntu jakiéj beczki?

HORACIO.

Byłoby nadto przesadnie widziéć tak rzeczy!

HAMLET.

Nie nadto, ani na jotę; ale bardzo umiarkowanie i z wielkiém prawdopodobieństwem do tego przyjdziemy; na przy-