Strona:Dzieła Williama Shakspeare I tłum. Hołowiński.djvu/247

Ta strona została przepisana.
237
AKT PIERWSZY.
MAMKA.

Honor![1], jeślibym mamką nie była,
Rzekłabym rozum z piersi wyssałaś.

PANI KAPULET.

Myśl o zamężciu; młodsze od ciebie,
W pięknej Weronie, panie dostojne
Już są matkami. Nawet ja sama
Byłam twą matką w rańszych już latach
Niżli ty teraz. Krótko więc mówiąc; —
Parys przezacny szuka twéj ręki.

MAMKA.

Człowiek, kochanko! człowiek jedyny
W świecie calutkim. — Panicz jak z wosku.

PANI KAPULET.

Wiosny werońskiéj kwiat najpiękniejszy.

MAMKA.

Kwiatek, istotnie, kwiatek prawdziwy.

PANI KAPULET.

Mozesz-li kochac tego młodziana?
Przypatrz się, będzie na uczcie Parys:
Czytaj, jak w xiędze jego oblicza
Piórem piękności roskosz pisana;
Zważ ożeniony każdziutki zarys,
Jeden drugiemu wdzięku pożycza;
Co w pięknéj xiędze niezrozumiane
Masz objaśnienia w oczach pisane.
Drogiéj tej xiędze miłośnéj zbywa
Do upiększenia szlubu oprawy: —

  1. Słowo honor uderzyło starą prostą kobiétę, jako bardzo szczytne i rostropnie stosowne do rzeczy.Steevens.