Honor![1], jeślibym mamką nie była,
Rzekłabym rozum z piersi wyssałaś.
Myśl o zamężciu; młodsze od ciebie,
W pięknej Weronie, panie dostojne
Już są matkami. Nawet ja sama
Byłam twą matką w rańszych już latach
Niżli ty teraz. Krótko więc mówiąc; —
Parys przezacny szuka twéj ręki.
Człowiek, kochanko! człowiek jedyny
W świecie calutkim. — Panicz jak z wosku.
Wiosny werońskiéj kwiat najpiękniejszy.
Kwiatek, istotnie, kwiatek prawdziwy.
Mozesz-li kochac tego młodziana?
Przypatrz się, będzie na uczcie Parys:
Czytaj, jak w xiędze jego oblicza
Piórem piękności roskosz pisana;
Zważ ożeniony każdziutki zarys,
Jeden drugiemu wdzięku pożycza;
Co w pięknéj xiędze niezrozumiane
Masz objaśnienia w oczach pisane.
Drogiéj tej xiędze miłośnéj zbywa
Do upiększenia szlubu oprawy: —
- ↑ Słowo honor uderzyło starą prostą kobiétę, jako bardzo szczytne i rostropnie stosowne do rzeczy. Steevens.