Byłabym więcéj udawać biegła,
Lecz podsłuchałeś, nimem postrzegła,
Miłość prawdziwą. Przebacz mi, panie;
Nie bierz za płochość prędkie się zdanie,
Przez noc zdradzona ma tajemnica.
Pani, na światło klnę się xiężyca,
Co srébrem wierzchy drzew upromienia, —
Ach na niestały nie klnij się xiężyc,
Który miesięcznie koło odmienia;
Może twa miłość równie być zmienną.
Na cóż się zakląć?
Nie klnij się na nic;
Lub na twą miłą przysiąż osobę,
Którą, jak bóstwo, wielbię bez granic,
Wierzyć ci będę.
Gdy cię nie kocham, ziemi ozdobę, —
Dość, nie przysięgaj: chociaż cię lubię,
Lecz téj nie lubię nocnéj umowy:
Zbyt nieopatrzna, nagła i dzika;
Jak błyskawica, co pierwéj znika,
Nim się wymówi, — Ot błyskawica!
Luby, dobranoc! — Pączek miłości
Może od lata dojźrzałych tchnieni,
W drugiém spotkaniu w kwiat się zamieni.