Cóż osobliwego Tybalt?
Więcéj jak Mruczysław xiąże kotów, powiadam tobie. O, to waleczny wódz ceregielów! Walczy, jakby śpiewał z nót piosenką, z miarą, pauzami i taktem; czeka raz, dwa, a trzy już w piersiach: na śmierć tobie przebije guzik jedwabny: pojedynkownik, pojedynkownik; szlachcic z najpierwszych domów, a przyczyny do zabicia oparte na honorze naprzód i powtóre wysypie jak z rękawa: ach, immortal passado! punto rcverso! ha!
Cóż to?
Dżuma na tych śmiésznych, szepluniących i wymuszonych junaków; unoszą się oni nad każdą fraszką dziwnym językiem dziwnych znawców; — Co to za wyśmienitéj tęgości brzeszczot! Co to za potężnego wzrostu człowiek! Co to za prawdziwie dobra wszetecznica! — Nie jestże-to opłakana rzecz, dziaduniu! że musimy cierpieć od tych much zagranicznych, od tych modnisiów, od tych Pardon-nez-moi, którzy tak stoją przy nowych prawidłach, że nawet bótów nie każą kłaść na starych.
Idzie Romeo, idzie Romeo.
Bez własnej ikry, jak śledź suszony: — O ciało, ciało, jakże się rybą stało! — Smakuje teraz w rymach, które wylał Petrarka: Laura przy jego pani, kucharka; wprawdzie miała lepszego kochanka, który ją obrymował: Dydo ka-