Buja w nasienie; chwasty i ziele
Wszystko tu głuszą. Przyszłoż do tego!
W parę miesięcy! — Nie, nie tak wiele:
Król tak przezacny! z nim ten zrównany
Będzie jak Satyr przy Apollinie:
W matce był mojéj tak zakochany,
Że nie dopuszczał wiatrowi nieba
Ostrym podmuchem zwiedzać jéj lice.
Niebo i ziemia! mniez pomnieć trzeba?
Tak go kochała, zdało się miłość
U niéj domowém pożyciem wzrasta:
Jednak za miesiąc. — Myśl tę oddalę: —
Słabości! imię twoje niewiasta! —
Miesiąc malutki; jeszcze trzewików
Nie zdarła, w których, jakby Niobe
We łzach calutka, szła kolo trumny
Biednego ojca; dziś ta, ta sama, —
Nieba! zwierz niemy i nierozumny
Dłużej się smuci, — wyszła za stryja,
Za brata ojca, który tak ojcu,
Jak ja podobny Herkulesowi:
W miesiąc po śmierci; jeszcze nie znikły
Łez przeniewierczych ślady widoczne
Z oczu nabrzmiałych, poczerwieniałych,
Szlub już zawarła: — Pospiech zbrodniczy,
Tak w kazirodne kwapić się łoże!
Zle to, na dobre wyjść to nie może:
Pękaj mi serce; milczéc potrzeba!
Witaj nam, Xiąze!