Strona:Dzieła Williama Shakspeare I tłum. Hołowiński.djvu/408

Ta strona została przepisana.
398
SEN W WIGILIĄ Ś. JANA.

Za trójnożnego gdy mię weźmie stołka,
Wymknę się zpod niéj, wtedy brzdęk koziołka;
Wszelki duch chwali Pana Boga, woła
Aż się zakaszla; wszyscy zaś do koła
Aż się za boki biorą z śmiéchu, dmą się
Ledwie nie pękną, kichają i klną się,
Jeszcze nie była chwila tak wesoła. —
Na bok! — Oberon idzie w swoim dworze.

DUCH.

Ach! i królowa w zléj przychodzi porze!

(Wchodzą: OBERON ze swoim dworem z jednéj strony, a z drugiéj TITANIA ze swoją świtą.)

OBERON.

Złe to spotkanie przy xiężyca świetle,
Dumna Titanio.

TITANIA.

Czyliż tu zazdrosny
Oberon? — Duchy! lećmy w inną stronę,
Bom się pożycia zrzekła z nim i łoża.

OBERON.

Stój, kapryśnico, wszakże mężem jestem.

TITANIA.

Tak, na nieszczęście jestem twoja żona:
Wiém, że się z kraju duchów jak wykradłeś,
Cały dzień siedząc w kształcie Korydona,
Swojéj Filidzie grałeś na multance,
Wiersześ miłośne klecił swéj kochance.
Po cóś tu z Indów ostatniego szranka?
Łatwo odgadnę, bo twa fanfaronka,