Z naszéj pochodzą kłótni i niezgody.
Myśmy rodzice całej tej niedoli.
Skończyć te wszystkie biédy w twojéj woli:
Jakże nie słuchasz swego Oberona?
Proszę cię tylko o małego chłopca
Dla mnie na giermka.
Nie troszcz się daremnie,
Chłopca nie wezmiesz za twój kraj odemnie.
Z mego zakonu jego matka była:
I w balsamicznéj Indów pięknéj nocy
Często przy boku słodko mi gwarzyła;
Gdyśmy siedziały z nią na morskim brzegu,
Patrząc na kupców płynące okręty,
Śmieszył nas żagiel jakby w ciąży wzdęty,
Wiatrem brzemienność jego rosła w biegu:
Co naśladując krokami ładnémi,
Była naówczas w ciąży moim paziem,
Niby płynęła, choć po suchéj ziemi,
Szukać mnie fraszek i wracając znowu,
Jakby z podróży; niosła mi towary.
Ale w połogu utraciła życie;
Dla jéj miłości wychowałam dziécie:
Dla jéj miłości z niém się nie rozdzielę.
W lasku tym bawić jak zamyślasz wiele?
Aż Tezeusza skończy się wesele.
Gdy chcesz spokojnie tańczyć w naszém kole,
Patrzéć na nasze niewinne swawole,