Kędy Demetry? nigdzie się nie schroni.
Musi ten podły zginąć z mojéj dłoni.
Nie mów tak, panie, niech cię gniew nie zwodzi,
Hermię kocha, cóż to panu szkodzi,
Kiedyś jéj zawsze luby i jedyny.
Hermii luby? — Nie chcę téj dziewczyny,
Żal, że tyrałem marnie z nią godziny.
Hermii nie chcę, ciebie serce szuka:
Któżby gołębia mieniąc chciał na kruka?
Wolą człowieka zawsze rozum włada;
Żeś ty godniejsza rozum mnie powiada.
W porze swéj tylko są dojrzałe płody:
Równie mój rozum dotąd jeszcze młody,
Teraz zostawszy całkiem już dojrzały,
Każe bić czołem oczu twych potędze;
Uczuć miłosnych czytam urok cały
W drogiéj miłosnéj twego wzroku xiędze.
Za cóż na drwiny los mię wskazał twardy?
Przez cóż się stałam godną twojéj wzgardy,
Nie dośćże na tem, nie dośćże młodzianie,
Żem nie zyskała i zyskać nie w stanie
U Demetrego słodkiego wejrzenia,
Jeszcze z mojego musisz drwić cierpienia?
Krzywdzisz, istotnie; krzywdzisz niesłychanie
Przez to się drwiące do mnie zalecanie.
Żegnam cię, ale razem wyznać muszę,
Myślałam, że masz szlachetniejszą duszę.