Strona:Dzieła Williama Shakspeare I tłum. Hołowiński.djvu/423

Ta strona została przepisana.
413
AKT DRUGI.

Kędy Demetry? nigdzie się nie schroni.
Musi ten podły zginąć z mojéj dłoni.

HELENA.

Nie mów tak, panie, niech cię gniew nie zwodzi,
Hermię kocha, cóż to panu szkodzi,
Kiedyś jéj zawsze luby i jedyny.

LYZANDER.

Hermii luby? — Nie chcę téj dziewczyny,
Żal, że tyrałem marnie z nią godziny.
Hermii nie chcę, ciebie serce szuka:
Któżby gołębia mieniąc chciał na kruka?
Wolą człowieka zawsze rozum włada;
Żeś ty godniejsza rozum mnie powiada.
W porze swéj tylko są dojrzałe płody:
Równie mój rozum dotąd jeszcze młody,
Teraz zostawszy całkiem już dojrzały,
Każe bić czołem oczu twych potędze;
Uczuć miłosnych czytam urok cały
W drogiéj miłosnéj twego wzroku xiędze.

HELENA.

Za cóż na drwiny los mię wskazał twardy?
Przez cóż się stałam godną twojéj wzgardy,
Nie dośćże na tem, nie dośćże młodzianie,
Żem nie zyskała i zyskać nie w stanie
U Demetrego słodkiego wejrzenia,
Jeszcze z mojego musisz drwić cierpienia?
Krzywdzisz, istotnie; krzywdzisz niesłychanie
Przez to się drwiące do mnie zalecanie.
Żegnam cię, ale razem wyznać muszę,
Myślałam, że masz szlachetniejszą duszę.