Strona:Dzieła Williama Shakspeare I tłum. Hołowiński.djvu/435

Ta strona została przepisana.
425
AKT TRZECI.
PUK.

Nasza królowa kocha się w potworze;
Kędy w chłodniku jéj kolébka święta,
Tam spoczywała snem głębokim zdjęta:
blisko jéj łoża prości rzemieślnicy,
Z pracy żyjący, biédni Ateńczycy
Zeszli się robić próbę sztuki, w celu
Grać ją przed xięciem na jego weselu.
Jeden z tych gburów, co najtwardszéj czaszki,
Grając Pyrama, wpośród ich igraszki;
Scenę opuścił, poszedł między głogi:
Zaraz chwyciłem ten momencik błogi,
Aby mu włożyć piękną oślą głowę:
Wnet odpowiadać miał na Tisby mowę,
Idzie mój mimik: ledwie ujrzą jego,
Jakoby dzikie gęsi, gdy dostrzegą
Strzelca, co do nich czołga się pomału,
Albo jak liczne z szarą głową wrony,
Kracząc spłoszone nagle od wystrzału
Lecą na oślep w różne nieba strony;
Tak się rozbiegli gbury w jednéj chwili:
Sztuką tą ledwie łbów nie pokręcili;
Ten gwałtu krzyczał, ten pomocy zebrał.
Strach, co do reszty zmysły im odebrał,
Martwe przedmioty zmienił w żywe wrogi:
Rwały im odzież krzaki, ciernie, głogi;
Temu mankietów, tym czapek nie stało,
Wszystko na drodze co było, to rwało.
Tak się rozbiegli wśród niezmiernéj trwogi,
Tylko z przemianą został Pyram drogi: