Pewnieś go zabił, on nie przeniewierca;
Bladyś i straszny, patrzysz jak morderca.
Jak zamordowan, luba ma, przez ciebie:
Grot twéj srogości wpadł do mego serca:
Jasny i świetny, jednak mój morderca,
Jak gwiazda Wenus sklniąca się na niebie.
Cóż jemu z tego? powiédz gdzie on, gdzie?
Ach, mój Demetry, czy go wrócisz mnie?
Psómbym na pastwę jego rzucił ciało.
Precz, niegodziwcze, bo już mi nie stało
Niecierpliwości. Padł więc z twoich razów?
Już się do ludzi nie licz, lecz do płazów.
Mów choć raz prawdę, choć na miłość moję;
Drżałeś na widok jego, więc rozboje
We śnieś popełnił? W tym rycerskim czynie
Nawet zrównałeś płazom i gadzinie:
Gad tez to zrobił; bo gorszego jadu
Jako twój wężu, nié ma żądło gadu.
Darmo powstajesz na mnie w mylnym gniewie:
Rękim nie zbroczył w jego krwi rozlewie:
Ani on umarł, ile mogę wiedziéć.
Żyje? czy zdrowy? chciéjże mnie powiedziéć.
Jakąż nagrodzisz słowa te zapłatą?