Ta strona została przepisana.
436
SEN W WIGILIĄ Ś. JANA.
HERMIA.
Jakże się stałeś dzikim, skąd ta zmiana,
Luby?
LYZANDER.
Twój luby? precz, Tatarko, preczże
Precz leku zbrzydły, napoju sprzykrzony!
HERMIA.
Czy nie żartujesz?
HELENA.
Tak oboje drwicie.
LYZANDER.
Stoję, Demetry, zawsze przy mém słowie.
DEMETRYUSZ.
Chciałbym na piśmie mieć, bo słaba ręka
Mozę cię wstrzymać, słowu już nie wierzę.
LYZANDER.
Czyż ją zabiję? rzucę? czy uderzę?
Choć nienawidzę, nie chcę źle jéj czynić.
HERMIA.
Jakież złe gorsze jak nienawiść twoja?
Za cóż nienawiść? Cóż to, mój kochanku?
Hermiąż jestem? Wszakżeś ty Lyzandrem?
Równiemże piękna, jak przed chwilą była.
Wszakżeś mię kochał do ostatniéj nocy,
Jednak téj samej nocyś mię porzucił:
Więc porzuciłeś, — Niechaj Bóg zachowa!
Mnie rzeczywiście?
LYZANDER.
Tak, na życie moje;
Anim cię widzieć kiedykolwiek żądał.