Strona:Dzieła Williama Shakspeare I tłum. Hołowiński.djvu/447

Ta strona została przepisana.
437
AKT DRUGI.

Przeto nadzieję i wątpliwość porzuć;
Nic pewniejszego, i nie żartem mówię,
Ze cię nie cierpię, a Helenę kocham.

HERMIA.

Biada! — Zdrajczyni! zły robaku w kwiecie!
W nocyś wykradła, złodziéjko miłości,
Serce kochanka!

HELENA.

Pięknie, przewybornie!
Nie masz skromności dziewiczego wstydu,
Ani rumieńca? Widzę że chcesz wydrzeć
Z ust mych łagodnych słowa niecierpliwe:
Fe, fe, kuglarko! kukło wertepiana!

HERMIA.

Kukła! dla czego? — Oto więc gra idzie?
Teraz pojmuję, wzrost nasz porównała
I przedstawiła chlubnie swoją wyższość;
Swoją figurą, długą swą figurą,
Wielką istotnie, wreście go zyskała. —
Czyś tak wysoko w miłość jego wzrosła,
Przeto, ze jestem karłowata, mała?
Jakżem ja mała, powiedz długi kiju?
Jakżem ja mała? Tak nie jestem mała,
Bym ci pazurem oczu nie dostała.

HELENA.

Proszę, panowie! chociaż drwicie ze mnie,
Brońcie mię jednak: nigdym złą nie była;
Słusznie przez bojaźń do méj płci należę;
Żadnych do kłótni nie mam ja talentów;
Bić mię nie dajcie. Wy myślicie może,