Aż się na czoła sen, brat smierci, wtłoczy,
Noga z ołowiu, skrzydłem zaćmi oczy.
Ziółko to wyduś na Lyzandra oku;
Taka zbawienna własność tego soku,
Że poodpędza wszelkie omamienia,
Oczom przywróci zwykłą moc widzenia.
Jak się obudzą, całe to igrzysko,
Marne im będzie, jak w śnie widowisko;
Wrócą do Aten, miłość, co ich łączy,
Jedną się tylko śmiercią ich zakonczy.
Gdy cię ta zajmie sprawa dla nas obca,
Pójdę do żony prosić u niéj chłopca;
Wtedy potworne zdejmę jéj kochanie,
Wszystko w pokoju i zgodzie zostanie.
Piękny mój panie, śpieszyć się nam trzeba.
Noc swoje smoki pędzi w cwał przez nieba,
Już i jutrzenki poseł tu migoce,
Przed nią widziadła, co zwiedzają noce,
Chronią się w smetarz: duchy potępione,
Co na rozstajnych drogach pogrzebione,
Poszły już w swoje robaczliwe łoże;
Drżąc, że ich hańbę dzień obaczyć może,
Chętnie od światła stronią, chociaż społem
Wiecznie żyć muszą z czarném nocy czołem.
Lecz nasze duchy światła się nie zlękną:
Często swywolą z tą jutrzenką piękną;
Jakby leśniczy często zwiedzam gaje,
Gdy brama wschodu już purpurą płonie,