Moja kochanka póki dzień ten szary,
Niechaj usłyszy jak grają ogary. —
W jarze zachodnim sfory psom zdejmiecie:
Po gajowego niechże idzie który. —
Z piękną królową na wierzchołku góry
Będziem słuchali tłumnie pomieszane
Z graniem ogarów liczne echa wtóry.
Byłam z Kadmusem raz przy Herkulesie,
Kiedy niedźwiedzia szczuli w Krety lesie
Psami ze Sparty: miłych tak hałasów
Jam nie słyszała; zwłaszcza knieje lasów,
Nieba i wody, strony okoliczne,
Zdały się jednym krzykiem brzmiéć wzajemnym:
Piérwszy raz dla mnie wrzaski te muzyczne
Ucho pieściły gromem tak przyjemnym.
Rassy spartańskiéj moje są ogary,
Z mordą szeroką, każdy z nich podżary,
Uszy od głowy wiszą tak do dołu,
Że zamiatają z trawy ranne rosy;
Krępe z podgarlem tessalskiego wołu;
Wolne w pogoni, tak dobrane glosy,
Jakoby dzwony. Zgodniejszych hałasów
Uweselonych trąbką nie odbiły
Knieje tessalskieh, ani kreckich lasów:
Sama osądzisz. — Cicho, co za nimfy?
Xiąże, tu moja córka śpiąca leży:
A to Lyzander; oto i Demetry;